.

.

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 2 ,,Niesieni wiatrem, smagani grzywą''

                                ~~***~~

-Wyruszamy zaraz przed…- umilkłem widząc malca wtulonego w leżący blisko koc. Z rozczuleniem przyglądałem się jego niewinnej buźce, która to teraz w żaden sposób nie odzwierciedlała jego charakteru. Przymykając na chwilę powieki odetchnąłem głęboko. Ściągnąłem brązową koszulkę, odsłaniając tym samym szramy na plecach pozostałe po licznych epizodach życia. Je przynajmniej mogłem ukryć w odróżnieniu od dwóch pozostałych przecinających wzdłuż lewe oko. Delikatnie, tak aby nie obudzić chłopca wyjąłem mu z rączek koc przykrywając go nim. Sam sięgnąłem po wcześniej służącą mi za poduszkę kłującą kapę. Owinąwszy nią skuliłem się po przeciwległej stronie. Skopałem ze swych stóp parę butów rozcierając o siebie zmarznięte palce. Gdy już miałem odpłynąć poczułem drobne rączki chwytające moje rozpuszczone włosy. Z zaciekawieniem obejrzałem się za siebie. Ludzkie pisklę wtuliło swoją twarzyczkę w śnieżnobiałe kosmyki, niemalże wtulając się w moje plecy. Pewnie myśli że jestem jego matką. Jutro czeka nas długa podróż.


                                                          ~~***~~


-A więc nie zmienisz zdania?

-Nie Enaitie'lu, nie zmienię. Jest jeszcze jedna rzecz.

-Tak Aranielu?- Spojrzał na mnie zaciekawiony mimo widocznego na jego twarzy zmęczenia oraz rozterek

.-Skoro ja jako dowódca odchodzę, ktoś musi zająć moje miejsce.

-Ty chyba nie…

-Zajmij się nimi dobrze. Jesteś jedyną tak dobrze mi zaufaną osobą w całym komandzie. Wierze że sobie poradzisz.

-Miejmy nadzieję. To wielki zaszczyt. Bracie?

-Tak?- Spojrzałem w jego kierunku odrywając się na chwile od podpinania wszystkich bagaży do karego wierzchowca.

-Na pewno nie chcesz się ze wszystkimi pożegnać?

-Ech, już o tym rozmawialiśmy. Nie puściliby mnie samego, zrobiliby mnóstwo hałasu. A i znajdą się tu tacy którym tego wszystkiego nie przetłumaczysz. Naprawdę nie tego teraz potrzebuję.

-Jak wolisz. Na pewno masz wszystko?

-Myślę że tak, w razie co zakupię coś w mieście.- Podpiąłem popręg ignorując urażone spojrzenie Kage.

-Uważaj na siebie.- Zmierzył mnie uważnym, tęsknym spojrzeniem. Jeszcze nie wyjechałem a już oboje czuliśmy jaki będzie ciągło to za sobą ciężar. Znaliśmy się od wielu lat, niemalże że od dziecka. Mimo pierwszych sprzeczek przerodziło się to w coś więcej. W szczerą i czystą przyjaźń.

-Będę bracie. Po to właśnie mam ten warkocz.-Próbowałem zbagatelizować sytuację. Owszem zaplecione w ten sposób włosy chroniły mnie w pewien sposób prze odkryciem jednakże nie na tyle na ile bym chciał. Po chwili ciszy podszedłem do niego i uścisnąłem go z całych sił

- Będzie mi brakować naszego dogryzania sobie.

-A mi twojego wiecznego spokoju i ciepłych słów otuchy. Lubiłem w tobie tą aurę bezpieczeństwa, a i jednocześnie barierę stanowczości i majestatu.

-Gdybym posiadał majestat to na pewno nie błąkałbym się po lasach tylko siedział w jakimś pałacu i pił wino.-Zaśmialiśmy się wyobrażając to sobie .

-Niech duchy naszych przodków cię chronią sokole-Oddał uścisk niemal miażdżąc mi żebra. Ileż ten mężczyzna miał pary w sobie. Zaraz po puszczeniu mnie na jego twarzy rozbłysnął pierwszy, szczery tego poranka uśmiech. Byłem od niego o wiele drobniejszy. Moje ciało było delikatne i giętkie. Idealne do skradanie i bycia zwinnym. Czasami śmiali się ze mnie, że jakbym urodził się kobietą to musieliby się o mnie pojedynkować pomiędzy sobą. Mimo maski siły nakładanej przeze mnie, mój przyjaciel zdawał sobie doskonale sprawę że tym drobnym gestem sprawił mi ból a ja jestem jedynie zbyt dumny aby mu  to ukazać. Wywracając oczami odepchnąłem się od ziemi łapiąc już u góry drugie strzemię. Usadowiłem się wygodnie, poprawiając płaszcz tak aby mógł posłużyć również jako okrycie dla chłopca który to zaraz został posadzony przede mną.

-Nie obmacuj mnie głupku- mruknął sennie chłopiec do bruneta.

-Gdzieżbym śmiał, ja nie sokół.

-Ej, jestem gejem a nie pedofilem!- Burknąłem złudnie obrażony. Okryłem toważysza podrózy materiałem pozwalając również jego zmęczonemu ciału oprzeć się o mnie.

-Przecież wiem, przecież wiem. Ech to co? Już koniec naszej wspólnej drogi? Tu właśnie napotkaliśmy jej rozwidlenie?

-Oczywiście że nie. Przysięgam na swą krew że jeszcze kiedyś, chociażby i siłą je złącze. Pozdrów ode mnie Nailey i swego synka.

-Jeszcze nie wiadomo czy synka.-Puścił mi oczko.

-Po twoim pierwszym wybuchu testosteronu? Musi być syn!-Zaśmiałem się na głos obserwując rumieńce wstępujące na jego policzki.

-Ty tam lepiej pozdrów ode mnie swojego przyszłego faceta wieczny prawiczku.

-Ej! Mam dopiero 23 lata,(tylko z wyglądu. Elfy się nie starzeją a nasz bohater ma 49 lat, i mimo to jest jeszcze młody jak na swoją rasę) jestem jeszcze bardzo młody i mam czas.

-Skoro masz czas to może powinienem mu współczuć i życzyć sprawnej ręki.- Udał zastanowienie.

-Bezmózgi pasterz wideł.

-Oj już nie złość się, złość piękności szkodzi.

-To tobie już nie zaszkodzi prawda?-Ogryzłem się starając się uspokoić kręcącego się ogiera.

-Wredna ślicznotka. Uważajcie tam na siebie.

-Wy również. Va fail synu wiatru i testosteronu.

-Va fail synu ognia i bogini piękności.- Żegnany śmiechem popędziłem konia do galopu. Nie oglądałem się za siebie, nie żałowałem straty pozornej rutyny. Ślepo wpatrzyłem się w drogę przed siebie. Śnieżnobiały warkoczy wymknął się ku tyłowi wraz z opadnięciem kaptura. Policzki smagał mi poranny, świeży wiatr. Niebieskawe odcienie budziło się wraz z końcem nocy. Gdzieś tam po lewo widoczne były już pierwsze promyki słońca budzące faunę i florę. Odetchnąłem głęboko zapachem rosy.

-Wiesz gdzie mamy się udajemy?

-Nikt tego nie wie, ja jedynie wiem gdzie mamy obecnie dojechać.                                                                                                                                  ~~***~~


-Jesteś pewny że on mówił o moim wujku, jesteś, jesteś, jesteś?!-Daniel skakał wokół mnie podekscytowany sytuacją.

-Miejmy nadzieję że się nie mylił co do tego.- Westchnąłem masując sobie dyskretnie tyłek. Podczas gdy on spał sobie wygodnie na mnie, ja musiałem skupiać się na jeździe jak i na utrzymaniu jego. Gdy dojechaliśmy na miejsce zajrzeliśmy do knajpy aby wypytać karczmarza. Okazało się że na nasze szczęście owy mężczyzna potrzebował jakiś czas temu pomocy medyka i dzisiaj miał on przybyć do niego na wizytę kontrolną. Obecnie czekaliśmy na niego w jednym z pokoi.-A czemu nie ściągniesz kaptura? Jest przecież gorąca a ty wyglądasz w nim podejrzanie.

-Może i tak, ale przynajmniej jestem bezpieczny.

-Nie bój się, mój wujek nie ma uprzedzeń rasowych. Naprawdę! Jest mu obojętne jakie kto ma uszy.

-Wolę jednak aby nie musiał się zastanawiać czy aby na pewno mu to nie przeszkadza, dobrze?

-No jak wolisz. Ale w razie co to wiesz.

-To co?

-To ja cię obronię. Zwiążemy i będziemy szantażować go gilgotkami! Albo nie, brudnymi skarpetkami! A co nam to!- Skrzywiłem się na samą te myśl.

-Mimo twojego absurdalnego pomysłu i tak dziękuję za ofertę ale dam sobie radę.

-Ja wiem! W końcu wygląd nie pokazuje ile jesteś wart nie?

-Że przepraszam?- spojrzałem na niego zdumiony.

-To że jesteś śliczny nie znaczy że delikatny nie?

-Facet nie może być śliczny a jedynie przystojny.-Brońcie mnie przed kolejnym następcom Enaitie'la. Przynajmniej jemu spróbuje wybić ten absurdalny przymiotnik w młodym wieku.

-Ale przecież…- przerwało mu skrzypienie otwieranych drzwi. Zaraz po tym do pokoju wszedł młody mężczyzna o umięśnionej budowie ciała. Jednakże nie na tyle by była ona przesadzona. Była w sam raz na tyle aby biła od niego czysta męskość. Kruczoczarne włosy spływały falami aż do jego ramion. Rzeczą która najbardziej mnie jednak zaskoczyła była twarz. Była ona naprawę przystojna. Dość ostre rysy złagadzał zarost i spokojne spojrzenie błękitnych oczu.

-Witam, słyszałem że…-Po moim ciele przebiegł dreszcz na dźwięk niskiego wibrującego głosu przybysza.

-Wujki Cedriku!-Malec rzucił się wprost w ramiona łapiące go w szoku. Wyglądało to jakby tylko ciało odruchowo podniosło chłopca ku górze.

-Daniel? Co ty tu robisz? Wczoraj dotarła do mnie wiadomość od twojej matki że zaginąłeś.

-Bo tak było. Ale już jestem ! I jestem gotowy do drogi, pakuj się i wracamy. Nie możemy przecież kazać matce czekać!- Wykrzyknął głośno.

-Sadzę że teraz nie czas na opowieści co tu robisz ale…-Masz rację pakuj się i jedziemy!- Wyrwał mu się z ramion już biegnąć ku siodłu leżącemu na oparciu fotela.

-To nie jest takie proste jak ci się zdaje. Potrzebuję…-Towarzysza podróży prawda?- Zawrócił szybko, kierując się w moją stronę.

-Oto on.-Dan coś ty, tym razem narozrabiał? Kim on jest?-Wskazał podejrzliwie na mnie palcem. Musiałem wyglądać naprawdę niepokojącą. Odziany w gruby, sięgający ziemi płaszcz mimo niemalże letniej pogody.

-Jestem osobą która znalazła pańskiego kuzyna. Mówią na mnie sokół panie- Kiwnąłem mu głową. Wolałem się nie przedstawiać gdyż moje imię brzmiało zbyt ,,nieludzko''.

-Ach, rozumiem. A czemu chce pan z nami podróżować…albo może inaczej. Za ile?-Mimo iż rozumiałem jego zachowanie zaczęło mnie ono irytować.

-Powiedzmy że za pewną wiedzę. To tyle oczekuję.

-Wiedzę mówi pan? A o jaką to wiedzę chodzi, niewiele jej posiadamy.

-Podobno jest pan medykiem, prawda?

-Owszem.- W jego oczach coś mignęło jednakże trwało to zbyt krótko abym mógł odkryć czym to było.

-Gdy dojedziemy na miejsce pragnąłbym się czegoś dowiedzieć na pewien temat. To tyle, taka jest moja cena.

-Ach tak? A czy nie wolałby pan zaczerpnąć tej rady już teraz? W zamian za odprowadzenie dzieciaka?

-Nie.-Odparłem sucho, starając się ukryć irytację.

-Obiecałem że odprowadzę Daniela do domu i dotrzymam danego słowa. I nie zależy to od pańskiego zdania. Ani od tego czy to się panu podoba czy nie. Najwyżej nie uzyskam swojej zapłaty od pana a od własnego sumienia.

-Ładnie się pan wypowiada jak na jakiegoś pierwszego lepszego wieśniaka. Kim pan jest?- Zmierzył mnie spojrzeniem.

-To już nie jest pański interes.- Warknąłem przez zaciśnięte zęby. Zaczynałem czuć się jak zwierzę w potrzasku w ogniu tych pytań i jego taksującego spojrzenia.

-A ja sądzę że jednak…

-Wujku zostaw już go w spokoju! Jesteś niemiły. Ruszajmy już i przestań marudzić-Burknął malec idąc ponownie w kierunku siodła. Wyprzedziłem go jednak kładąc swoje ręce na jego.

-Zostaw to, jest zbyt ciężkie. Ja to wezmę.- Szepnąłem miękko. Zaraz potem zdarzyło się coś czego się nie spodziewałem. Na mojej dłoni zacisnęła się druga, większa dłoń. Poganiany ciarkami które przebiegły po mnie wyrwałem ją przyciskając do piersi oniemiały. Jak ten ludzki pomiot śmiał mnie dotykać.-Co ty myślisz że robisz?!

-Jesteś kobietą?- Wyszeptał oniemiały. Całe kumulowane nerwy od początku naszej rozmowy wybuchły we mnie ze zdwojoną siłą.

-Że co?!!! I niby dla kaprysu wyrażam się w formie męskiej i taki też mam ton głosu. A może mam ci przywalić na tyle mocno żeby krew cieknąca z nosa dotarła do ust wraz ze smakiem mojej płci co? Jestem facetem słyszysz?! Facetem!- Wrzasnąłem oddalając się parę kroków w tył gotowy do obrony w razie co.

-A-ale twoje dłonie?-No co niby z nimi nie tak?!

-Są takie delikatne i smukłe. Niczym u…

-Zamilcz. Dobrze ci radzę.- Warknąłem przerzucając przez plecy tobołki a w drugą ręką biorąc sprzęt jeździecki.- Daniel, weźmiesz resztę?

-Oczywiście dowódco!- Zasalutował mi zabawnie. Mimo tego niewinnego gestu poczułem niepokój na sam jego wydźwięk. Niby niewinny żart a jednak jak bardzo prawdziwy.

-Nie mów tak do mnie-Chyba zrozumiał bo przez chwilę posłał mi przepraszające spojrzenie. Zaraz potem jednak zbiegł na dół ku stajni (jak mniemam).

-Za godzinę wyruszamy. Szykuj się panie ,,emanuje testosteronem''.                                                           

~~***~~

               A oto tak mniej więcej Cedric ;)

Oto kolejny rozdział ;) Mam nadzieję że wam się spodoba i zostawcie proszę jakieś komentarze jeśli go czytacie lub jeśli w jakimś stopniu się wam podoba.
Serdecznie pozdrawiam ciebie, Merkuriuszko (tym razem chyba dobrze? ;) ) i dziękuję za miły komentarz. Zawszę to porządny napęd do napisania kolejnego rozdziału ;)
Ważne: Ten rozdział postanowiłam napisac troche dłuższy ponieważ w tym tygodniu nie pojawi sie nowy rozdział. Z góry bardzo przepraszam.

2 komentarze:

  1. Przepraszam, że dopiero teraz skomentowałam twój nowy wpis.
    Jak zwykle nie mogę doczekać się co dalej się wydarzy. Opowiadanie jest po prostu genialne!
    Teraz dobrze napisałaś ;) Doskonale wiem jak komentarze dają motywację do napisania następnych rozdziałów, dlatego nie będę ich tobie żałować ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    udało im się spotkać wuja Daniela, ciekawie zareagował na jego dotyk, głos...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń